Na zawodowym ringu nie widzieliśmy jej od grudnia 2020 roku. Po ponad 15 miesiącach przerwy Laura Grzyb powróci między liny w najbliższą sobotę i na gali KnockOut Boxing Night 20 w Operze i Filharmonii Podlaskiej' w Białymstoku skrzyżuje rękawice z Vanesą Caballero. - Moi kibice kierują w moim kierunku komplementy, ale chcę przyciągać uwagę swoim poziomem sportowym - powiedziała "Super Expressowi" Grzyb.
Nigdy nie ukrywałaś, że interesuje się pas mistrzyni świata. Nic się nie zmieniło?
Laura Grzyb: Nic. Moje mistrzostwo świata to dawno obrany cel i jest naprawdę realny. Wiercę internet cały dniami, przeglądam rankingi i walki najlepszych zawodniczek na świecie. Za kilka chwil będziemy podziwiać pasy w Polsce.
Dorastałaś z czterema siostrami. Jak to pamiętasz?
Nie tylko, że cztery, ale wszystkie starsze. To była walka o wszystko, zahartowały mnie do życia. W sporcie wychowywałyśmy się wszystkie, ale tylko ja zostałam do teraz. Tata się z tego powodu bardzo cieszy, to moja największa motywacja. Jego uśmiech po mojej walce to dla mnie największa nagroda.
Zanim był boks, uprawiałaś inne sporty?
Tak. Było judo, bieganie, tenis stołowy. Na treningach piłki nożnej zaczęłam się pojawiać z kolei w przerwach między zgrupowaniami reprezentacji w boksie olimpijskim. Chyba byłam niezła. Głównie grałam w obronie, ale czasem pod koniec meczu puszczali mnie do ataku ze względu na szybkie nogi. Kilka bramek się strzeliło.
Pełna treść artykułu w "Super Expressie" >>
BLOG COMMENTS POWERED BY DISQUS