Takiej walki jeszcze w Polsce nie było! 25 maja w Kaliszu Krzysztof Włodarczyk wejdzie do ringu z Adamem Balskim, a stawką będzie pas tymczasowego mistrza świata WBC w wadze bridger. Dla 44-letniego Włodarczyka, który walczy w zawodowym ringu już 25 lat, to może być pożegnanie. Potwierdza to jego promotor Andrzej Wasilewski.
Walka w Kaliszu z Adamem Balskim może być ostatnią w karierze Krzysztofa Włodarczyka?
Andrzej Wasilewski: Może być, choć oczywiście wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądała ta walka. W przypadku młodego zawodnika jedna walka nic nie zmienia, ale już gdy mówimy o tak doświadczonym pięściarzu, jak "Diablo"...
Balski jest faworytem?
Trudno powiedzieć. Adam jest dość specyficznym pięściarzem. Ma ogromny talent do każdego sportu walki. Nie widzę w jego boksie zmiany w porównaniu do tego, jak walczył kilka lat temu. Jest większa dojrzałość i koncentracja w ringu, ale Adam boksuje w oparciu o wielki talent motoryczny. Ważniejsze pytanie przed tą walką jest takie, jak zaprezentuje się Krzysiek, czyli ile "Diablo" zostało w "Diablo". Czy jest w stanie się jeszcze bardziej zmobilizować? Nie wiem. Ma za sobą długą przerwę, do tego lata treningów na karku. Sportowcom z wiekiem coraz trudniej się motywować.
Chwila, w której Włodarczyk skończy karierę, będzie trudna i dla ciebie?
Tak, to właśnie z Krzysztofem rozpoczynałem swoją pracę jako promotor i nigdy nie myślałem, że to aż tyle potrwa. Kiedy Krzysiek skończy, pewnie i dla mnie skończy się pewna era. "Diablo" jest dla mnie wyjątkowy. To nasz pierwszy wychowanek, który został mistrzem świata. Później wiele razy bronił pasa. U niego dużo rzeczy działo się pierwszy raz, nie tylko w sporcie, bo i życiowo szedł zaskakującą drogą.
Co masz na myśli?
Włodarczyk nigdy nie był bandziorem, nie miał poważnych kłopotów z prawem, a dwa razy znalazł się na kilkadziesiąt dni w zakładzie karnym z powodu zbyt dużej liczby punktów karnych po przekroczeniu przepisów drogowych. Nie znam też drugiego sportowca, który podczas treningu odcinałby wisielca w parku. W życiu Krzysia było i wciąż jest mnóstwo niespodzianek.
Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>