LAST MINUTE! Obóz bokserski w niższej cenie! Jedź na obóz bokserski już w tę sobotę! Powołując się na nas w zgłoszeniu, zapłacisz 1849 zł zamiast 2249 zł! Zapisy do środy włącznie lub do wyczerpania miejsc.
DATA: 25.06-02.07.2022 MIEJSCE: Murzasichle (10 km od Zakopanego) TRENERZY: Przemek Saleta, Mariusz Wach, Piotr Wilczewski, Mateusz Lipka PONADTO: spotkania z ludźmi boksu, ogniska, wieczory filmowe i inne atrakcje
Więcej info: www.obozbokserski.pl Zapisy: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. lub 576 247 941 KOD: RINGPOLSKA
Zapraszamy na kolejne edycje Obozu Bokserskiego, które odbędą się w miejscowości Murzasichle (10km od Zakopanego). Do wyboru dwa turnusy: 25.06-02.07.2022 oraz 02.07-09.2022
Każdego dnia uczestnicy będą mogli wziąć udział w czterech treningach. Zajęcia podczas obozów poprowadzą m.in.: Przemysław Saleta, Krzysztof Kosedowski, Zbigniew Raubo, Aleksander Maciejowski czy Mariusz Wach. Treningi będą odbywać się w grupach (poziom podstawowy i zaawansowany).
W cenie między innymi: zakwaterowanie w komfortowym ośrodku z dostępem do basenu, sauny i jacuzzi, wyżywienie, możliwość udziału w czterech treningach dziennie oraz wykładach specjalnych, ubezpieczenie, pakiet powitalny i wiele innych atrakcji. Liczba miejsc ograniczona! Szczegółowe informacje: http://obozbokserski.pl Zapisy: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
- Zapewne nie spodoba mu się to, co powiem, ale trzeba być szczerym. Takie sytuacje są częścią boksu i trzeba to zaakceptować (...). Mam też osobistą uwagę do Nikodema, który może też mieć trochę pretensji do siebie (...) - powiedział Przemysław Saleta do Nikodema Jeżewskiego w magazynie Koloseum w Polsacie Sport. Tematem dyskusji była odwołana gala Polsat Boxing Night 11.
- Ja kiedy miałem walczyć z Andrzejem Gołotą, miałem z nim walczyć wcześniej dwukrotnie. Najpierw w 2000 roku walka została odwołana, też krótko przed terminem. Nauczony tym doświadczeniem, w 2005 roku ubezpieczyłem się. I walka też była odwołana około dwa tygodnie przed terminem, ale odzyskałem pieniądze zainwestowane w przygotowania. Ja rozumiem, że Nikodemowi chodzi o stracony czas, przygotowania, pieniądze oraz pieniądze, który miał dostać w tym tygodniu, a których nie dostanie. Trzeba jednak brać takie sytuacje pod uwagę - stwierdził były mistrz Europy wagi ciężkiej.
- Mam też osobistą uwagę do Nikodema, który może też mieć trochę pretensji do siebie. Gdyby był aktywny w mediach społecznościowych, w promocji tej walki i byłby w stanie sam pociągnąć tę walkę w sprzedaży, to gala na pewno odbyłaby się - przyznał Saleta.
- Ja rozumiem co chcesz powiedzieć. Sama promocja powinna być robiona przez ludzi, którzy są od tego. Bokserzy mogą się dołożyć do tej promocji i doskonale też to rozumiem. Zacznijmy od tego, kto w ogóle zaczął promocję i w którym momencie powinna ona wyglądać lepiej. A my zaczynamy od du... strony i zwalamy na pięściarzy. Ja nie mam do nikogo pretensji, ale uwierz mi - byłbyś również rozgoryczony na moim miejscu. A druga sprawa, to ja nikogo nie obarczam, tylko czekam na rozwiązanie tej sytuacji i na jakieś decyzje - powiedział Jeżewski.
Powrót Adama Kownackiego do ringu po długiej przerwie i ewentualna wygrana w rewanżu z Robertem Heleniusem mogła otworzyć przed pięściarzem wiele drzwi w jego karierze. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna i Adam Kownacki znów schodził z ringu pokonany. Starcie "Babyface'a" z Finem skomentował Przemysław Saleta, który nie bał się gorzkich słów w swojej rozmowie z Andrzejem Kostyrą.
- Adam nie ukrywał swoich ambicji i marzył o walce o mistrzostwo świata. Uważał, że ta pierwsza walka przegrana z Heleniusem jest wypadkiem przy pracy, ale walka rewanżowa pokazała, że tak nie jest. Byłem zaskoczony na minus postawą Adama i na plus Heleniusa, bo on boksował naprawdę dobrze - powiedział Przemysław Saleta.
- Mam wrażenie, że Adam boksował dużo gorzej, niż boksował wcześniej. Coś się skończyło… Nie był tak agresywny jak wcześniej, a ta agresja była jego obroną. Jeśli Adam czeka i myśli i się zastanawia, to niestety przyjmuje i Helenius bezwzględnie to wykorzystał - dodał były mistrz Europy wagi ciężkiej.
Przemysław Saleta został stałym bokserskim ekspertem Polsatu Sport. Szeregi stacji niedawno zasilili również Krzysztof Kosedowski oraz Igor Jakubowski, a współpracę z Polsatem Sport zakończył z kolei Grzegorz Proksa.
W Polsacie Sport jestem od lat. Nawet trudno mi powiedzieć ile wielkich walk skomentowałem jako gość w studio. Polsat Sport pokazał też moje m.in. pojedynki z Andrzejem Gołotą i Tomaszem Adamkiem. Polsat Sport miał też pokazywać moją największą nieodbytą walkę – czyli starcie z Gołotą, która miała dojść do skutku w 2000 roku. Były już wydrukowane plakaty i bilety, spotkaliśmy się na konferencji prasowej, ale Andrzej dostał propozycję starcia z Mike’em Tysonem i do naszego pojedynku wówczas nie doszło – wspomina Saleta.
- Bardzo się cieszę, że wracam do Polsatu Sport na wyłączność. Wiem, że stacja chce odbudowywać polski boks – nie tylko ten zawodowy, ale też amatorski. Chętnie w taki projekt się zaangażuję – deklaruje Saleta.
Trzydzieści lat temu chłopak z Bystrzycy Kłodzkiej wszedł na szczyt w kickboxingu, zostając amatorskim i zawodowym mistrzem świata. Wkrótce Przemysław Saleta przekwalifikował się na pięściarza. Na Florydzie poznał Angelo Dundee'ego, czyli trenera Muhammada Alego. Zresztą jego debiut w bokserskim ringu oglądał sam „Największy”.
Czy to prawda, że niechęć Andrzeja Gołoty do pana wzięła się z faktu, że należeliście do konkurencyjnych obozów – kickbokserskiego i pięściarskiego? Przemysław Saleta: Niechęć pomiędzy oboma środowiskami rzeczywiście istniała. Wspólnie trenowaliśmy, sparowaliśmy. Na zajęcia jeździło się do hali Gwardii, czasami też na Legię. Dwa albo trzy razy sparowałem z Gołotą, jak również z Heńkiem Zatyką czy Staszkiem Łakomcem. Oba środowiska stanowiły dwa różne światy. Kickboxing na początku był takim sportem, jak niegdyś judo, czyli studenckim. Sam trenowałem w klubie Politechniki Warszawskiej. Dzięki walkom zawodowym ta dyscyplina zaczęła przebijać się do mas, więc środowisko bokserskie czuło się trochę zagrożone. Ta rywalizacja naprawdę istniała, dziś oczywiście już jej nie ma. Co do Andrzeja, to nigdy nie był specjalnie kontaktowy. A ja także nie miałem parcia na to, abyśmy zostali kolegami czy przyjaciółmi.
Przegrał pan kiedyś jako kickbokser? Dopiero w 1993 roku, gdy byłem już zawodowym pięściarzem. Przegrałem kontrowersyjnie na punkty, bodaj jeden do dwóch, walcząc na wyjeździe w Montrealu z Darrellem Heneganem. Zdecydowałem się na ten pojedynek ze względów finansowych. Rok wcześniej przegrałem w ogóle po raz pierwszy – z Timem Martinem w moim czwartym starciu zawodowym w boksie.
Pana debiutancką walkę w Miami Beach oglądał sam Muhammad Ali. Wspominano rozegrany w tym samym miejscu, w hali Convention Center, pojedynek z 1964 roku przeciwko Sonny’emu Listonowi, po którym Ali został mistrzem świata wagi ciężkiej. 27 lat później oglądał galę jako gość honorowy.
Dobrze poznał pan jego słynnego trenera Angelo Dundee’ego, który w Miami Beach prowadził salę treningową. W tym klubie pełnił specyficzną rolę. Każdy zawodnik miał swojego trenera, Angelo był zaś koordynatorem. Ja ćwiczyłem z Rickiem Madrisem, Dundee wszystko nadzorował i dawał rady, a mój szkoleniowiec się do nich stosował. Świat boksu jest taki, że na wszystkich trzeba uważać. Wielu ludzi kręci się wokół pięściarzy tylko i wyłącznie po to, by zarobić. Angelo był natomiast najlepszym człowiekiem, jakiego spotkałem w boksie zawodowym. Ciepły, serdeczny. Wiedział, jak wygląda moja sytuacja finansowa, że utrzymuję się tylko z wypłat za walki i z całą pewnością nie są to setki tysięcy dolarów. Przez pierwsze trzy lata kariery Dundee w ogóle nie brał ode mnie pieniędzy – tych standardowych dziesięciu procent, które oddaje się trenerowi. Gdy po pierwszej walce chciałem się rozliczyć, odparł: „Przemek, potrzebujesz tej kasy, a ja dam sobie radę”. W boksie to bardzo rzadka postawa. Widziałem ludzi, którzy tuż przed walką targują się o sto złotych.
W 2015 roku stoczył pan pożegnalną, przegraną walkę z Tomaszem Adamkiem, to było rzeczywiście ostateczne pożegnanie z boksem? Przemysław Saleta: Tak, etap poważnych walk jest już za mną, mam jednak nadzieję, że od czasu do czasu wejdę do ringu, ale bardziej na zasadzie walki charytatywnej i boksu białych kołnierzyków.
Po tamtej walce chodziła myśl po głowie, żeby może jeszcze raz wejść na poważnie do ringu? Nie pojawiały się takie myśli przede wszystkim z uwagi na sprawy zdrowotne, choć tamta walka pozostawiła u mnie niedosyt, nie pokazałem wszystkiego. Ona toczyła się według pewnego mojego planu, który zakładał, że pierwszą połowę pojedynku będę przegrywał na punkty, a potem przygotowaniem kondycyjnym i siłą fizyczną przełamię Tomka. Nie było jednak tej drugiej połowy, bo złamałem obojczyk, tak zupełnie szczerze to ten lewy bark był już wcześniej mocno uszkodzony po wypadku z wyścigów motocyklowych sprzed kilku lat.
Tomasz Adamek planuje w najbliższym czasie stoczyć pożegnalną walkę, była dla pana propozycja? Tomek zadzwonił do mnie cztery miesiące temu z zapytaniem, czy byłbym zainteresowany stoczeniem takiej pokazowej, złożonej z czterech rund walki, bodajże w Bielsku Białej. Owszem byłem nią zainteresowany, tym bardziej, że rywalem byłaby taka osoba jak Tomasz Adamek, pojedynek pierwotnie miał się odbyć przy żywiołowej publiczności, a jak to się mówi, ciągnie wilka do lasu. Jeśli ktoś mówi, że nie brakuje mu tej adrenaliny, kiedy wchodzi się do ringu, to kłamie, adrenalina jest nawet wtedy, gdy wchodzi się do walki pokazowej. Pomysł spalił jednak na panewce, ponieważ organizatorzy zainteresowani byli walką Adamka najlepiej z czarnoskórym Amerykaninem, a ja nie jestem Amerykaninem, kolor skóry też mam inny.