Ireneusz Fryszkowski: Na obozie Landowski Boxing w Rozewiu wystąpił pan jako trener. Jak pan się czuje w tej roli?
Albert Sosnowski: Kolejny etap życia. Koniec kariery bokserskiej, odchodzę w stylu nie w takim jakim trochę bym chciał, ale niestety młodszy nie będę, pewnego etapu procesu treningowego też nie przeskoczę, nie mam teamu, który by się mną opiekował. Więc uznałem, że z moim doświadczeniem z moją praktyką zawodniczą i jeżdżeniem po całym świecie warto byłoby coś otworzyć swojego. Poza tym jestem autorytetem dla młodzieży i dzieci, potrafię łatwo nawiązywać z nimi kontakt, ludzie mnie lubią i szanują. Stwierdziłem więc, że akurat zajęcie się trenowaniem boksu będzie dobrym wyborem.
Na warszawskiej Legii prowadzi pan własną inicjatywę Dragon Boxing Team.
Tak. Marzy mi się rozwinięcie Dragon Boxing Team. Jest to długa droga, wymagająca dużo cierpliwości, dużo ciężkiej pracy, aktualizowania swojej wiedzy trenerskiej i przyswajania nowych rzeczy, które powstają w pięściarstwie. Zdaję sobie sprawę, że na najwyższym poziomie profesjonalnym sam nie mógłbym działać. Musiałbym mieć trenera od przygotowania fizycznego, psychologa, itd. Natomiast ja skupiałbym się na robieniu technik bokserskich, prowadzeniu zajęć pięściarskich, korzystaniu z różnych sparingpartnerów z innych grup i jeżdżeniu na walki. Czuje się w tym dobrze, odnajduję się i na pewno chcę to kontynuować. Jest to następny etap mojego życia.
Pracuje pan z młodzieżą. Czy dzisiejsza młodzież różni się podejściem do treningu, dyscypliną od tej kiedy pan zaczynał przygodę z boksem?
Nie. Wydaje mi się, że młodzież jest taka sama. Tak samo jak wtedy tak i dzisiaj podejmuję własną decyzję o rozpoczęciu treningów bokserskich. Akurat moja grupa próbowała różnych sportów walki, ale po rozmowie ze mną wybrali boks. Wiemy, że ta droga do sukcesu w boksie jest bardzo długa, ale znajdują się wybitne jednostki. Dla mnie najważniejsze jest to jak widzę dwie, trzy osoby oraz ich poświęcenie i zaangażowanie. Ja nie potrzebuję 10 osób – wystarczy, że mam dwie. Wierzę w tych chłopaków i nakręcam ich do mocniejszej pracy. Staram się przekazać im moją wizję walki i treningu. Cieszę się, że jest wielu chętnych, że młodzież garnie się do boksu i widzi w tym swoją przyszłość.
Gdy mówimy o boksie olimpijskim często pada zarzut, że mamy słabych trenerów. Mit czy prawda?
Pierwsze pytanie – co rozumiemy przez pojęcie „dobry trener”? To jest temat rzeka. Każdy trener ma swoją teorię i sposób pracy, swoich ludzi, jednym podoba się jego warsztat, innym nie. To jest temat bardzo złożony, bo trener nie wyjdzie za zawodnika do walki. Jeżeli zawodnik się nie przygotuje i nie traktuje tego poważnie lub nie ma zrozumienia z trenerem to powinien mu to przekazać i może poszukać wsparcia trenera klubowego. Jeżeli zawodnik jest uniwersalny i trener jest uniwersalny to mogą zaprosić innego trenera, porozmawiać, wskazać błędy, zalety, techniki, itd. Nie określiłbym tego problemu jako „dobry czy zły trener”. Może raczej mało doświadczony, który nie walczył na dużych zawodach, nie wie jak podejść do każdego zawodnika, nie wie na czym się skupić, bazuje na takich szkolnych wyuczonych rzeczach, które nie do końca przekładają się na rzeczywistą walkę. Być może trenerzy są mało otwarci na zawodnika, na rozmowę z nim, na uaktualnianiu swojej wiedzy trenerskiej.
Pełna treść artykułu na Ringblog.pl >>
BLOG COMMENTS POWERED BY DISQUS