Sędzia Frank Garza nie może tego powiedzieć wprost, ale daje do zrozumienia, że Polak pobiłby Mike’a Tysona. Gdyby zaczął trzecią rundę. "Przegląd Sportowy" porozmawiał z człowiekiem, który prowadził tę pamiętną walkę.
Czy dwurundowa walka Mike’a Tysona z Andrzejem Gołotą, która odbyła się w 2000 roku w Detroit, była jednym z najbardziej nietypowych wydarzeń, z którymi miał pan do czynienia w boksie?
Frank Garza: Myślę, że to była jedna z najdziwniejszych walk, które w ogóle wydarzyły się w boksie zawodowym. A przynajmniej w tamtych latach. To miało być zderzenie dwóch indywidualności – dwóch wybitnych, ale i nietypowych pięściarzy. Obaj mieli sporo na sumieniu. Wcześniej robili przecież w ringu rzeczy, które nie przynosiły chluby tej dyscyplinie sportu. Było zresztą wielu ludzi, którzy twierdzili, że Gołota i Tyson w ogóle nie powinni ze sobą walczyć z powodu tych dziwnych zachowań.
Zna pan odpowiedź na pytanie, dlaczego Gołota zszedł z ringu po drugiej rundzie? Wielu ludzi mówi, że była ona dla niego o wiele lepsza niż pierwsza, w której znalazł się na deskach.
Zgadzam się z tymi ludźmi. To była runda, która należała do Gołoty. Nie wiem, dlaczego to zrobił. Dałem mu wszelkie możliwości, które tylko mogłem. Po gongu kończącym drugą rundę powiedziałem: „Wracaj do narożnika. Masz minutę. Pomyśl o tym, co zamierzasz zrobić”. Zostawiłem to w jego rękach, zostawiłem to ludziom z jego narożnika. Sam miałem związane ręce. A kiedy minuta kończąca przerwę minęła – dałem Andrzejowi ostatnią szansę. A on powiedział, że jest po wszystkim.
Gołota nie chciał walczyć, trener Certo próbował go do tego zmusić, obrażając go przekleństwami i wpychając mu na siłę ochraniacz na zęby. Można zrozumieć, że sytuacja była kuriozalna, ale czy szkoleniowiec nie powinien jednak w każdej chwili stać murem za zawodnikiem?
Nie mogę się wypowiadać w niczyim imieniu. Wiem jednak, że jeśli jest jakaś osoba, która rozumie i zna boksera lepiej niż ktokolwiek inny – jest nią właśnie jego szkoleniowiec. Pomiędzy Gołotą i Certo nastąpiło duże spięcie. Dlaczego? To pewne, że Al Certo bardzo chciał, aby Andrzej kontynuował walkę. Jednak ostateczna decyzja należała do pięściarza.
Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>
BLOG COMMENTS POWERED BY DISQUS