Były mistrz Europy zawodowców Mateusz Masternak i Jason Whateley stanęli już oko w oko podczas konferencji prasowej. Zwycięzca sobotniej walki w Zakopanem zapewni sobie starcie o pas mistrza świata IBF. – Zamierzam walczyć najlepiej, jak umiem i pokazać się z dobrej strony w oczach sędziów. A kto wie, może znokautuję Masternaka? – mówi "Przeglądowi Sportowemu" australijski przeciwnik pięściarza z Wrocławia.
Jak został pan bokserem? Podobno jako nastolatek znokautował pan innego zawodnika futbolu australijskiego.
Jason Whateley: To prawda, choć muszę wyjaśnić, jak to naprawdę było. W stanie Wiktoria, skąd pochodzę, co rok odbywały się specjalne zawody bokserskie, podczas których do ringowej walki stawali zawodnicy dwóch różnych drużyn futbolu australijskiego. W naszym kraju i tak mnóstwo ludzi ogląda tę dyscyplinę sportu, ale chodziło o to, by jeszcze podkręcić zainteresowanie rozgrywkami. I tak się zaczęło. Jako młody chłopak pakowałem się w różne kłopoty, biłem się i tak dalej. Kiedy więc trener boksu zapytał, czy nie chciałbym sprawdzić się jako pięściarz, skorzystałem z tej szansy. Zacząłem trenować, tamtą debiutancką walkę amatorską wygrałem przez nokaut, a było to nawet główne wydarzenie gali. I zakochałem się w tym sporcie.
Co przeciwstawi pan Masternakowi w ringu?
Za dużo nie mogę powiedzieć, ale myślę, że nasze style dobrze do siebie pasują. I mam w swoim boksie atuty, które zaszkodzą rywalowi w sobotni wieczór. Wtedy je pokażę. Myślę, że Masternak jest bardzo twardy, walczy do końca. Ten upór mu się opłaca, bo prędzej czy później przełamuje przeciwników. Dlatego w ringu przez cały czas będę musiał mieć się na baczności i pozostać zdyscyplinowany do końca. Nie mogę się doczekać.
Jak popularny jest boks w Australii? Ostatnio mieliście tam dwie głośne walki o wszystkie cztery pasy mistrza świata wagi lekkiej. George Kambosos jr, który wcześniej zdetronizował Teofimo Lopeza, w obu potyczkach nie dał rady Amerykaninowi Devinowi Haneyowi.
Myślę, że George jest dzisiaj największą gwiazdą australijskiego boksu. Jeśli chodzi o popularność dyscypliny, to pewnie nadal mamy trochę do zrobienia i w Europie jest pod tym względem lepiej. Jednak nie brakuje nam zdolnych zawodników, których talent dopiero się ujawni. Dlatego myślę, że niebawem czeka nas złota era! Już teraz Jai Opetaia jest mistrzem świata, a ja zamierzam z nim walczyć dzięki pokonaniu Masternaka. Inny znany zawodnik, Tim Tszyu (syn słynnego Kostyi Tszyu – przyp. red.), jest zaś gotów do stawienia czoła któremuś z amerykańskich braci Charlo.
Pełna wersja artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>
BLOG COMMENTS POWERED BY DISQUS