Federacja World Boxing Council potwierdziła, że zawalczy pan o wakujący pas mistrza świata kategorii bridger z Alenem Babiciem. Jak zareagował pan na tę wiadomość? Jest euforia czy jednak, dopóki nie wyjdzie pan z Chorwatem do ringu, nie będzie pan w pełni zadowolony?
Łukasz Różański: Jestem bardzo zadowolony, ponieważ jest zmiana przeciwnika i mam nadzieję, że teraz wszystko będzie bardziej cywilizowane i uda się doprowadzić do organizacji tego pojedynku o pas mistrza świata. Wierzę, że zawalczymy w Rzeszowie, aczkolwiek jestem nastawiony w taki sposób, że będę zadowolony nawet jeśli pojedynek odbędzie się w Wielkiej Brytanii. Cieszę się, bo ta informacja od federacji WBC jest bardziej namacalna, konkretna.
Ile razy rozpoczynał pan przygotowania do walki z Rivasem?
(śmiech) Nie wiem, nie liczyłem, wiele razy. Ogólnie było pięć terminów tej walki. Może nie do końca tyle razy rozpoczynałem, bo przez kilkukrotne przekładanie terminu bardzo trudno było zakończyć obóz i czekać na rozpoczęcie. Te terminy tak szybko się zmieniały, że w pewnym stopniu byłem cały czas w treningu. Wszystko po to, aby być blisko limitu wagowego oraz czuć ring, sparingi i być gotowym na każdy termin.
Gdy był problem z pojedynkiem z Rivasem w Kolumbii, miałem wrażenie, że to właśnie pana rzeszowscy przyjaciele bardzo mocno lobbowali za zorganizowaniem starcia na Podkarpaciu. To może teraz nie skończy się na Londynie tylko Rzeszowie?
Cieszę się, że mam takich przyjaciół, jak Rafał Kalisz. Miasto Rzeszów również bardzo mnie wspiera, dba o to, że ma zawodnika w boksie zawodowym, który będzie walczył o mistrzostwo świata. Oczywiście dla Rzeszowa i całego Podkarpacia walka o mistrzostwo świata to historyczna chwila, bo takiej nigdy tutaj nie było. Jest szansa zorganizowania jej, więc całe Podkarpacie zawalczy o ten pojedynek. W całej Polsce bardzo rzadko były organizowane takie starcia o tytuł.
Pełna treść artykułu w "Przeglądzie Sportowym" >>
BLOG COMMENTS POWERED BY DISQUS