Dziś jubileuszowy 30. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dla fanów boksu tradycyjnie świetną propozycję bokserskich gadżetów (i nie tylko) przygotowała Agencja Zero Sześć.
W tym roku licytować można m.in.: kolację z Przemysławem Saletą, treningi indywidualne z Maciejem Sulęckim i Rafałem Jackiewiczem i rękawice bokserski z autografami m.in.: Andrzeja Gołoty, Mike'a Tysona, Tysona Fury'ego, Witalija Kliczki, Anthony'ego Joshuy czy Lennoxa Lewisa.
Zachęcamy także do licytowania dwóch wejściówek VIP (pierwszy rząd) na galę Tymex Boxing Promotions w Dzierżoniowie ufundowanych przez jednego z uczestników imprezy Michała Leśniaka i Dominika Dziedzickiego.
Tim Witherspoon krytycznie ocenia decyzję Deontaya Wildera (42-1-1, 41 KO) o zaangażowaniu na stanowisko trenera Malika Scotta. W wywiadzie dla ringpolska.pl były mistrz świata wagi ciężkiej mówi o sobotniej walce "Bronze Bombera" z Tysonem Furym i wspomina swój pojedynek z Andrzejem Gołotą, który przed laty w Polsce oglądało na żywo w telewizji 12 milionów widzów.
Wczoraj minęło 25 lat od słynnej walki Andrzeja Gołoty w Riddickiem Bowe. Rocznica pamiętnego pojedynku nie umknęła uwadze Dana Rafala, który przypomniał postać polskiego pięściarza.
"Gołota miał ogromny talent, ale był skończonym bałwanem. Zawodnik z najsłabszą psychiką w dziejach. Jeśli się nie mylę, to jedyny ciężki, który boksował o wszystkie cztery pasy i ani razu nie wygrał." - napisał na Twitterze znany amerykański dziennikarz bokserski.
Andrzej Gołota o mistrzowskie tytuły walczył kolejno z: Lennoxem Lewisem (KO1), Chrisem Byrdem (SD12), Johnem Ruizem (UD12) i Lamonem Brewsterem (KO1), przy czym w bojach z Byrdem i Ruizem zdaniem części obserwatorów zasłużył na zwycięstwo.
Wielu specjalistów bokserskich jest zdania, że lepiej boksującego Andrzeja Gołoty nie widzieliśmy nigdy. 11 lipca 1996 roku w Nowym Jorku obijał Riddicka Bowe’a jak chciał, a świat boksu oniemiał z wrażenia, bo słynny amerykański rywal wciąż uchodził za numer jeden w wadze ciężkiej, mimo że nie bronił żadnego z pasów. Skończyło się jednak wielką katastrofą.
Wspomnienia i anegdoty związane z karierą Andrzeja Gołoty, opowieści m.in. takich ludzi, jak: Lennox Lewis, Dariusz Michalczewski, Aleksander Kwaśniewski, Kazik Staszewski, Marcin Daniec, Janusz Pindera znajdziecie w książce Przemysława Osiaka"Niepokonany w 28 walkach" dziś w promocyjnej cenie 26,48 PLN >>
Janusz Pindera: Dochodziły nas słuchy, że talent Gołoty rozwija się w USA, ale tak naprawdę dopiero po zwycięstwach nad Samsonem Po’uhą w maju 1995 roku i Danellem Nicholsonem w marcu 1996 stało się jasne, że Andrzej jest blisko wielkich pojedynków. Boks zawodowy w Polsce bardzo długo pozostawał praktycznie nieznany szerszej publiczności. Nie nastąpiły jeszcze czasy internetowej wrzawy, a był to rok igrzysk olimpijskich, więc tematów w różnych dyscyplinach nie brakowało.
Sam Colonna: Carlos De Leon, czyli dawny mistrz świata wagi cruiser, swego czasu sparował z Bowe’em. A wówczas był jednym ze sparingpartnerów Gołoty w Chicago i oceniał, że Andrew go zabije. Właśnie tak mi powiedział. Od znanego zawodnika wagi półciężkiej Montella Griffina usłyszałem natomiast, że Riddick nie trenuje tak, jak powinien, lekceważy Gołotę i nie ma pojęcia, z kim przyjdzie mu walczyć!
Aleksander Kwaśniewski: Widzieliśmy się w konsulacie w Nowym Jorku, gdzie zorganizowano przyjęcie. Andrzeja trudno było nie zauważyć, przewyższał każdego co najmniej o głowę. Pozostawałem pod wrażeniem jego walki z Bowe’em, ponieważ był to wspaniały pokaz boksu pod każdym względem: dramaturgii, poziomu sportowego, techniki. Końcówka okazała się jednak koszmarem, bo nagle zniszczył cały swój dorobek paroma całkowicie niezrozumiałymi ruchami. Zadałem mu pytanie: "Panie Andrzeju, tak wspaniale pan walczył, co się stało?". On taki trochę zakłopotany, górujący nade mną, wielkie chłopisko. Zacinając się, mówi: "No, sz-sz-szczerze m-mam powiedzieć, p-pa-panie prezydencie?". "Szczerze, panie Andrzeju". "No, wkurwił mnie". Ja się roześmiałem, Gołota chyba nie. Ale jak później o tym pomyślałem, to doszedłem do wniosku, że powiedział mi najszczerszą prawdę. Motyw psychiczny tego zachowania zapewne płynął właśnie gdzieś stamtąd.
Dariusz Michalczewski: Jeśli chodzi o ochraniacz na genitalia, to pewnie jakieś zabezpieczenie jest. Ale to nie musi dotyczyć wagi ciężkiej, bo ciosy tych facetów ważą z tonę. Sam dostałem za nisko od Leeonzera Barbera pod koniec walki. To jest straszne uczucie. Bowe musiałby być chyba czarodziejem, jeśliby go to nie bolało.
Wielki rywal Andrzeja Gołoty sprzed lat - srebrny medalista olimpijski i były mistrz świata wagi ciężkiej i - Riddick Bowe wróci na ring 9 października pokazową walką na gali Celebrity Boxing.
Impreza z udziałem "Big Daddy'ego" transmitowana będzie w systemie PPV. Dostęp kosztować ma 30 dolarów. Rywal 53-letniego Bowe'a nie jest jeszcze znany, ale słynny pięściarz deklaruje, że chętnie skrzyżuje rękawice z którąś z dawnych gwiazd królewskiej dywizji.
- Może Mike Tyson, Evander Holyfield... dajcie mi znać, z kim chcielibyście mnie zobaczyć w ringu i zrobimy walkę! - zwrócił się do fanów boksu były czempion.
Riddick Bowe w swojej karierze dwa razy mierzył się z Andrzejem Gołotą w 1996 roku, dwukrotnie wygrywając przez dyskwalifikację. W 2012 roku Bowe i Gołota mieli się spotkać ponownie w pojedynku wrestlingowym, jednak wydarzenie ostatecznie nie doszło do skutku.
Dziś premiera książki "Niepokonany w 28 walkach", która powstała z okazji 25. rocznicy słynnych pojedynków Andrzej Gołota - Riddick Bowe. Autorem publikacji jest dziennikarz "Przeglądu Sportowego" Przemysław Osiak, a jednym z jego rozmówców był Andrzej Wasilewski, szef grupy KnockOut Promotions.
"Niepokonany w 28 walkach" to 25 wywiadów na 25-lecie niezapomnianych bitew Gołota - Bowe w Nowym Jorku i Atlantic City (11 lipca i 14 grudnia 1996). W książce wypowiadają się gwiazdy boksu, rywale "Andrew" i jego szkoleniowcy, wybitni dziennikarze, naoczni świadkowie najważniejszych chwil w pierwszych 16 latach jego kariery (1981-1997), artyści kojarzeni z Gołotą (Kazik Staszewski, Marcin Daniec) oraz były Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski. A także dwie najważniejsze postaci z obozu Bowe’a, które pierwszy raz tak otwarcie mówią o największych bolączkach Riddicka.
Andrzej Wasilewski, dziś najprężniej działający polski promotor boksu zawodowego, poznał Andrzeja Gołotę jako nastolatek i oglądał jego potyczki na ringach amatorskich. Pięściarz wagi ciężkiej, brązowy medalista igrzysk olimpijskich w Seulu, należał do ulubieńców jego ojca Jacka Wasilewskiego, wybitnego adwokata i prezesa Polskiego Związku Bokserskiego w latach 1984-1988 i 1990-1996.
- Pamiętam, że ojciec szukał Gołoty po tym, jak ten został pobity w klubie Park w Warszawie. Szalał, bo Andrzej był jego ukochanym bokserskim dzieckiem i naszą nadzieją na olimpijski medal. Miejsce jego pobytu starała się ustalić także żandarmeria wojskowa - z racji tego, że należał do zespołu Legii Warszawa, jak i milicja, ponieważ wiedziano, że brał udział w jakiejś dużej bójce. Ojciec próbował odnaleźć go na własną rękę, wykorzystując swoje adwokackie kontakty z półświatkiem - opowiada Wasilewski o zdarzeniu z 1988 roku.
Dlaczego mógł zostać pobity? Andrzej Wasilewski: Był młodym, szczupłym, wysokim i przystojnym facetem. Cieszył się powodzeniem u płci przeciwnej, co drażniło innych mężczyzn. Jego sprawność i siła fizyczna stanowiły jakieś wyjątkowe połączenie z nieśmiałością, delikatnością, które również go cechowały. Dlatego uwielbiały go kobiety. Wystarczyło, że zatańczył z dziewczyną na parkiecie, a miejscowi dyskotekowi bywalcy robili po alkoholu awantury, w kilku czy kilkunastu...
Nazwałeś Gołotę ukochanym bokserskim dzieckiem twojego ojca. Bardzo lubił też Michalczewskiego, ale potem miał do Darka ogromne pretensje, że w tak nieelegancki sposób uciekł z turnieju w Niemczech. Jednak pierwszym jego pupilem był Gołota, drugim Janek Dydak. Andrzej, zawodnik wagi ciężkiej, mieszkał w Warszawie, więc ich kontakty był częstsze. Ojciec zrobił dla niego mnóstwo rzeczy, które obecnie - biorąc pod uwagę dzisiejszy wymiar sprawiedliwości, jak i szybkość przekazywania informacji przez media - byłyby nie do powtórzenia. Takie działania niekoniecznie byśmy teraz pochwalili, albo wręcz byśmy je zganili, ale wówczas wszystko funkcjonowało inaczej. Lata dziewięćdziesiąte czy przełom wieków to był zupełnie inny świat. (...)
Jak często Gołota z tego korzystał? Wielokrotnie. Był fenomenem polskiego sportu, a zaistniał w czasach, gdy panowały zupełnie inne realia niż dzisiaj. To trzeba podkreślić. Wtedy było zupełnie normalne, że przy znanych zawodnikach kręcili się ludzie kojarzeni z półświatkiem, szczególnie przy przedstawicielach sportów walki: bokserach, zapaśnikach, judokach, którzy najbardziej im imponowali. Do Andrzeja, pamiętam wzrokowo, zawsze kleiło się sporo różnych typów, a dokładnie cała śmietanka polskiego świata przestępczego. Nie świadczy to o tym, że Gołota był w cokolwiek głęboko zamieszany, natomiast ci ludzie lgnęli do takich jak on. Posiadali pewne atrybuty dobrobytu w czasach dużo skromniejszych niż dzisiejsze. Kurtka czy jeansy z zagranicy były wtedy rarytasem, a tamci faceci jeździli mercedesami.
Od kilku tygodni w sprzedaży znajduje się książka "Niepokonany w 28 walkach", która powstała z okazji 25. rocznicy słynnych pojedynków Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe’em. Jej autorem jest dziennikarz Przeglądu Sportowego Przemysław Osiak. "Niepokonany w 28 walkach" to 25 wywiadów na 25-lecie niezapomnianych bitew Gołota - Bowe w Nowym Jorku i Atlantic City (11 lipca i 14 grudnia 1996). Oddajemy głos gwiazdom boksu, rywalom "Andrew" i jego szkoleniowcom, wybitnym dziennikarzom, naocznym świadkom najważniejszych chwil w pierwszych 16 latach jego kariery (1981 - 1997), artystom kojarzonym z Gołotą (Kazik Staszewski, Marcin Daniec) oraz byłemu Prezydentowi RP Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. A także menedżerowi i trenerowi Bowe’a (Rock Newman, Thell Torrence), którzy pierwszy raz tak otwarcie mówią o bolączkach ich pięściarza.
Rock Newman to człowiek, który w imieniu Bowe’a negocjował wielomilionowe kontrakty, a dzięki swojej nietuzinkowej osobowości stał się jedną z najbardziej charakterystycznych postaci amerykańskiego boksu zawodowego w latach 90. W długim wywiadzie do książki Niepokonany w 28 walkach” menedżer Riddicka nie tylko zdał szczegółową relację z tego, co działo się z "Big Daddym" bezpośrednio przed pojedynkami z Gołotą i po ich zakończeniu, ale też barwnie opowiedział o całej karierze zawodowej srebrnego medalisty igrzysk w Seulu.
Współpracę nawiązali pod koniec 1988 roku, potem Newman reprezentował interesy Bowe’a przez ponad dekadę. Był najbliżej niego, gdy w 1992 roku zakładał trzy pasy mistrza świata wagi ciężkiej po wielkim zwycięstwie nad Evanderem Holyfieldem, ale i wtedy, gdy trzeba było bronić Riddicka w sądzie po porwaniu żony i dzieci. Ekstrawagancki menedżer wyjaśnia również, dlaczego nigdy nie zobaczono zawodowego pojedynku Bowe’a z Lennoksem Lewisem (choć umowa była już na stole...). Przedstawia też Riddicka jako człowieka - chłopaka wychowanego w wielodzietnej rodzinie na nowojorskim Brooklynie, ze wszystkimi jego bolączkami i wadami, na którego zarówno dobry, jak i bardzo zły wpływ miała matka.
***
Jak określiłby pan stan, w jakim Riddick Bowe wychodził do pierwszej walki z Andrzejem Gołotą w nowojorskim Madison Square Garden? Rock Newman: Najlepszy czas był już wyraźnie za nim. Stawał się coraz bardziej niezdyscyplinowany, a powiem nawet, że zaczynało brakować mu poświęcenia. W listopadzie 1995 roku po raz trzeci zmierzył się z Evanderem Holyfieldem. Potem zadzwonił do mnie i powiedział, że nie chce walczyć w pierwszej połowie roku. Kiedy odbył się pierwszy pojedynek z Gołotą?
11 lipca 1996 roku. A więc wszystko się zgadza. Przez siedem miesięcy nie trenował, nie biegał. Zaczynał obóz z dużą, ale to dużą nadwagą, a przygotowania były drogą przez mękę. Rozmawiałem o tym z Eddiem Futchem, bo miałem wątpliwości, czy Riddick powinien walczyć. Eddie odparł, że Bowe z pewnością nie jest w najwyższej formie, ale z tym rywalem da sobie radę. Wtedy w naszym obozie nikt nie widział większego problemu. Uznawaliśmy, że Gołota to korzystny rywal. Było paru zawodników, których zasugerowali ludzie z telewizji HBO, ale my wybraliśmy jego. Myślę, że w pewnym stopniu wszyscy zlekceważyliśmy Gołotę. A może chodziło o to, że wciąż dobrze pamiętaliśmy, na co stać Riddicka?
Nawet słynny trener Eddie Futch, który był z Joe Frazierem podczas trzech walk z Muhammadem Alim, nie docenił Gołoty? Byłem zawiedziony treningami Riddicka i całym obozem, który nie przebiegał dobrze. Miałem nadzieję, że z tygodnia na tydzień sprawy zaczną wyglądać lepiej i Bowe będzie robił postępy, ale tak się nie stało. Dwa, trzy albo cztery dni przed walką wszedłem w hotelu do pokoju Eddiego. Powiedziałem mu, że rozważam odwołanie pojedynku i jestem gotów ponieść wszelkie konsekwencje tej decyzji. Liczyłem się z tym, że ktoś nas za to pozwie, bo moja firma Spencer Promotions - którą, nawiasem mówiąc, nazwałem tak od imienia mojego ojca - była organizatorem gali. Eddie odpowiedział: "Rozumiem twoje rozterki, ale Riddick jest wystarczająco mocny, by dać temu chłopakowi radę".
Co pan czuł, gdy pojedynek się rozpoczął i okazało się, że Gołota jest wyraźnie lepszy? Pamiętam dokładnie ten stan, kiedy w pierwszej albo drugiej rundzie zdałem sobie sprawę, że powinienem był zaufać swoim przeczuciom i odwołać walkę. Oczywiście gdybym to zrobił, Riddick miałby do mnie olbrzymie pretensje, ale i tak byłem na siebie zły. To oczywiste, że darzyłem Eddiego Futcha ogromnym szacunkiem, ale nikt nie znał Bowe’a tak dobrze jak ja. Po prostu tego żałuję. W drugiej rundzie zacząłem poważnie obawiać się, czy Riddickowi nie stanie się krzywda...
Zapraszamy do wysłuchania drugiej części rozmowy z Andrzejem Wasilewskim. Co słychać u Krzysztofa Włodarczyka, które ze zwycięstw "Diablo" było największe, kiedy kolejna gala KnockOut Promotions? - odpowiedzi na te pytania w wywiadzie.