Na ten moment najbardziej atrakcyjny dla ciebie kierunek to pójście w stronę eliminatora WBC z Yamilem Alberto Peraltą (17-9, 1 KO)?
Michał Cieślak: Zgadza się, to dla mnie najbardziej atrakcyjny kurs. I nie ukrywam, że tylko to trzyma mnie w reżimie treningowym i przy boksie. Walka o pas daje mi energię, motywację i chęci do dalszej harówki. Jedynie to trzyma mnie przy życiu, jeśli chodzi o boks. Wiem natomiast, że są jeszcze jakieś inne opcje, między innymi kierunek na WBO. Jestem w o tyle komfortowej sytuacji, że wszędzie jestem w czołówce rankingów kategorii cruiser. Do tej pory było tak, że propozycje obu dotychczasowych walk o mistrzostwo świata przychodziły do mnie niespodziewanie. Tak że czekam spokojnie, a nie wyczekuję, bo wiem, że jeśli nie będę o tym namiętnie myślał, to wtedy samo do mnie przyjdzie.
Mówiąc o opcji WBO, chodziłoby o jesienną walkę z pozycji dobrowolnego pretendenta dla zwycięzcy nadchodzącego pojedynku Richard Riakporhe - Chris Billam-Smith?
Wszystko może się wydarzyć. Jeśli chodzi o walki mistrzowskie, jestem otwarty na wszystkie propozycje. Nigdy nie odmówiłem żadnej walki. Wszyscy dziennikarze mogą dociekać i sprawdzać, ale zapewniam, że w mojej przygodzie bokserskiej nigdy się nie zdarzyło, abym odmówił jakiegoś pojedynku. Tym bardziej, gdy chodzi o walki mistrzowskie. Wszystkie brałem, każdemu wyzwaniu stawiałem czoła. To już będzie trzecia próba i liczę, że sprawdzi się zasada, iż do trzech razy sztuka. Idę w ciemno i mogę zapewnić, że wezmę każdą mistrzowską opcję, jaka będzie na stole. Wkroczyłem w taki wiek, że nie ma już czasu na wybieranie. Mimo perturbacji ze zdrowiem, jestem dobrej myśli, liczę że wszystko zaleczę i będę w stu procentach gotowy na najtrudniejszego rywala.
Powiedziałeś, że perspektywa kolejnej mistrzowskiej walki jeszcze trzyma cię przy boksie. Czy można z całą świadomością powiedzieć, że trzecia próba zdobycia tytułu będzie ostatnim rozdziałem w karierze?
W podświadomości zdaję sobie z tego sprawę, ale też staram się odganiać takie historie, aby nie nakładać na siebie niepotrzebnej presji. Tłumaczę sobie moment, w którym jestem, w inny sposób. Mianowicie nie ma już dla mnie dnia do zmarnowania. Nie ma już na nic czasu, zero czasu na odpoczynek. Teraz miałem przymusową przerwę, ale gdy zaczynam pracować, każdy jeden trening traktuję tak, jakby miał być moim ostatnim. Wiem, ile mam lat, dlatego nie daję sobie taryfy ulgowej nawet jeśli coś mnie boli, trochę mi się nie chce lub mam gorszy nastrój. Tak sobie to wszystko ułożyłem w głowie, że podchodzę do swojej sytuacji inaczej niż wcześniej. Wiadomo, że człowiek z roku na rok dojrzewa, rozwija się także mentalnie i emocjonalnie, dlatego tym bardziej uważam, że to jest mój czas.
Pełna treść artykułu na Interia.pl >>